Sportowe aktualnościTENIS

Iga Świątek nie jest wybitna jednowymiarowo

Gdy Iga Świątek zdobywała swój pierwszy wielkoszlemowy tytuł jesienią 2020 roku, w wyjątkowej pandemicznej edycji Roland Garros, większość z nas myślała, że to jednorazowy błysk geniuszu. Turniej odbywał się nietypowo – nie na przełomie maja i czerwca, lecz w październiku, w wilgotnym, chłodnym Paryżu. Warunki były nieprzewidywalne, a wielu zawodniczkom trudno było się przystosować. Świątek przeszła przez drabinkę jak huragan, ale gdy nie zdołała obronić tytułu w „normalnej” wersji RG rok później, w redakcjach i kuluarach pojawiła się narracja: „to była anomalia, a nie zapowiedź epoki”.

Potem jednak przyszły kolejne sezony, w których Iga zamieniła każdy występ na mączce w marsz zwycięstwa. Roland Garros 2022, 2023, 2024. Do tego wygrane w Stuttgarcie, Rzymie, Madrycie. Zaczęto o niej mówić jak o Nadalce XXI wieku – zawodniczce stworzonej do gry na cegle. Jej topspin, poruszanie się po korcie, regularność i cierpliwość czyniły ją praktycznie nie do zatrzymania. Ale też: wszystko to ograniczało się – jak sądziliśmy – do jednej, perfekcyjnie dobranej nawierzchni. Trawa? Za szybka. Beton? Za płaska.

I nagle – US Open 2022. Triumf na betonie. Pokazała wtedy, że potrafi przenieść swoje granie poza mączkę. Uznać trzeba było, że mamy do czynienia z tenisistką wybitną. A jednak… Wimbledon wciąż jawił się jako jej kryptonit. Z każdym rokiem przekonywaliśmy się, że ten styl gry, krótki kontakt piłki z podłożem, niskie odbicie, zaburza jej rytm. Nawet jeśli będzie wielką mistrzynią – myśleliśmy – trawa zawsze pozostanie przestrzenią, gdzie może dochodzić daleko, ale nigdy nie wygrać.

Sezon 2025 tylko utwierdzał nas w wątpliwościach. Porażka w Roland Garros, chwilowy spadek w rankingu, słabsze wyniki wiosną. Pierwszy raz od dawna pojawiło się pytanie: czy to już moment, w którym Iga przestaje dominować? Czy konkurencja ją dogania? Czy jej styl gry się „przejadł”? I właśnie wtedy – gdy wszyscy wątpili – Świątek zdemolowała rywalki na trawie Wimbledonu. A finał? 6:0, 6:0 z Amandą Anisimovą. W 57 minut. Przeszła do historii.

Pozostaje pytanie: czy za tym stoi zaplanowana zmiana profilu gry, który miał z Igi uczynić zawodniczkę zdolną do gry o tytuł na każdej nawierzchni, nawet jeśli oznaczałoby to oddanie nieco dominacji na cegle? Czy też może po prostu weszła na poziom czysto nieosiągalny dla innych – stan formy absolutnej, w którym jest nietykalna? Bez względu na odpowiedź, trzeba podkreślić konsekwencję jej sztabu. Gdy Twitter krzyczał „Iga potrzebuje nowego trenera!”, gdy pojawiały się głosy: „Sezon dla Igi jest skończony, Polka w tym skończonym sezonie osiąga największy sukces w karierze.

Niektórzy, jak Adam Romer, zachowali spokój. I mieli rację, że przy drobnych modyfikacjach, Iga może być mocna na trawie:

Warto spojrzeć na Igę przez magiczny pryzmat popkultury. W świecie Harry’ego Pottera istnieją trzy Insygnia Śmierci. Iga, jako tenisowa czarodziejka XXI wieku, zdobyła już trzy insygnia tenisa: ziemiębetontrawę. Brakuje tylko jednego – Australian Open. Gdy go zdobędzie, nie będzie już żadnych wątpliwości. Nie tylko o jej wszechstronności. O jej wielkości. O jej legendzie. Sześć tytułów wielkoszlemowych na trzech różnych nawierzchniach to po prostu kosmos. W XXI wieku lepszą tenisitką od Igi była tylko Serena Williams. Do Justine Henin, drugiej w klasyfikacji zawodniczek w XXI wieku, Polka traci tylko jeden tryumf wielkoszlemowy. W 2026 roku może stać się niekwestionowanym numerem dwa w tym zestawieniu. Warto sobie uświadomić, jak rzadkim osiągnięciem u kobiet jest wygranie więcej niż dwóch turniejów wielkoszlemowych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *